Skrzydła Anioła
Panie Boże, a ja znów nad przepaścią!
To nie ja do brzegu skały się zbliżam,
To skalna otchłań za mną człapie, wciąga -
Łoskotem lawiny głazy się kruszą.
Deszczyk zacina, a wiatr nie ustaje,
Ślisko i mokro, i wiecznie ponuro,
Krzyczą spadające w przepaść kamienie -
Ich grzmot smutnym myślom echem wtóruje.
Ręce i kolana do krwi podarte,
Nie mam sił przed grozą wiecznie uciekać!
Bezsilność i marazm duszę ogarnia,
Myśli, razem z lawiną, lecą w przepaść.
Usiądę na porośniętych mchem skałkach,
Przy ostrej krawędzi - lecz wciąż na górze!
Mój Boże, Ty mnie z Nieba widzisz przecież!
A Bóg: uchwyć skrzydła Anioła Stróża.
To nie ja do brzegu skały się zbliżam,
To skalna otchłań za mną człapie, wciąga -
Łoskotem lawiny głazy się kruszą.
Deszczyk zacina, a wiatr nie ustaje,
Ślisko i mokro, i wiecznie ponuro,
Krzyczą spadające w przepaść kamienie -
Ich grzmot smutnym myślom echem wtóruje.
Ręce i kolana do krwi podarte,
Nie mam sił przed grozą wiecznie uciekać!
Bezsilność i marazm duszę ogarnia,
Myśli, razem z lawiną, lecą w przepaść.
Usiądę na porośniętych mchem skałkach,
Przy ostrej krawędzi - lecz wciąż na górze!
Mój Boże, Ty mnie z Nieba widzisz przecież!
A Bóg: uchwyć skrzydła Anioła Stróża.
Komentarze
Prześlij komentarz