Posty

Słoneczne myśli

Obraz
  W przerwach pomiędzy życiem udanym, A życiem nieosobliwym – co dnia Dumam – jak szukać w sobie zapału, By nie marniały myśli przewodnie. Nad chmurą rozterek wisi słońce, Odwieczne i doskonałe w blasku, I złocistym refleksem gorącym Po zamyślonym obliczu tańczy.  Dusza staje się letnia i lekka, Mimo iż do pieszczot nie przywykła. Zrywam wprost z nieba promienie słońca, By zacerować dziurawe myśli.   Słońce jak dobra wróżka przenika W puste wersy życiowego wiersza, Wymyśliłam, że lepiej już chyba Żyć życiem zwyczajnym, lecz słonecznym.

Fatum

Obraz
  Zszokowana ryba w sieci się szarpie, A chciała przecież snuć rybie marzenia, Teraz z wielkim trudem powietrze łapie I nie wygląda to – jak od niechcenia. Robi miłe miny w sieci – na zmianę, Jakby chciała schlebić swemu oprawcy, Ale chwyt to nadzwyczaj nieudany, Próby oswobodzenia nic niewarte. Jest zwykłą rybą w sieci – jedną z wielu! Ale – pewnie wodnego szczęścia wartą! Pójdzie jak reszta ryb w puszkę z metalu, Los bywa okrutny, a zło uparte! Choćby nie wiem jak - zrozpaczona chciała, Stać się złotą rybką z ludzkiej bajeczki, Pechowi sprostać szans nie będzie miała, Ma los śniętych ryb lub dania z konserwy. Fraszka: Może przejść bokiem Burza nie zawsze jest twardo w człowieczy los wpisana, Przy odrobinie szczęścia może być o włos omijana.

Zimowe słońce

Obraz
  Zimowe słońce gładzi smugą policzki, Złoconym marzeniem otula twarzyczkę, W podniebnych diamentach łagodnieją myśli, A dzień w skrzącym śniegu – krystalicznie czysty.   Słonecznieje dusza w marznącym powietrzu, Do euforii życia – tak magicznie blisko. Złota iluminacja rozdaje skrzydła, Marzenia ochoczo na słońcu przysiadły.   Tuż obok – muzyka, ptasie trele słychać, Uroda zimy pośród śniegu zakwita. I nie wiem, czy to lotnych myśli mamidła, Czy w blasku słońca moja dusza rozkwitła?

W zanadrzu

Obraz
  Jeżeli nie mam nic w zanadrzu, To mam to, czego mam zbyt mało. Nieraz zaledwie niemoc marną Lub to, co w głowie zaświtało.   Jeśli nie mam nic w dni zamęcie, Mam listę marzeń rozognionych, W kącikach oczu nutki szczęścia –   Z tego, co dawno zakończone.   Coś tam zawsze w zanadrzu będzie, Może ten urok osobisty Albo zwyczajne, ludzkie błędy, Może krzyk rozbieganych myśli.   Jednakże - coś się zawsze znajdzie I to nie są wcale czcze słowa. Człek nie jest szary i zwyczajny, Ludzka dusza jest kolorowa. .

Krok za krokiem

Obraz
  Kiedy życie w blaski odchodzenia Będzie powoli się zamieniało, Zechcę poszukać w spisie istnienia, Tego, czego wiecznie było mało. Świeczka istnienia codzienna nasza - Pali się ogniem żywym, ochoczym. W pędzie codziennym nie słychać ciszy, Słychać uparte, rytmiczne kroki.  Kroczki, stukot kroków ku przyszłości, Takich, które łączą ludzi w słowa I kroków wiodących ku miłości, Stawianych z werwą - co dnia od nowa.   W życiu zdarza się czas karnawału, Wtedy kroki bywają taneczne I zapewne - mi się nie zdawało - Stawiam kroki najbardziej bajeczne.   Lecz gdy osobista świeczka losu Będzie krok za krokiem wygasała, W gasnących odcieniach mego czasu, Na pewno żal będzie karnawału:   Tych kroków i kroczków w życia rytmie, Stawianych w upojnym, ludzkim tańcu, Tańca istnienia i tańca szczęścia – Snów, które zatańczyć było warto.    

Kalendarz życia

Obraz
Stoję przed mym kalendarzem losu, Jak co roku zrywam marzeń kartkę, Kartkę z jakoś przeżytą przeszłością – Miriady wartą lub nic niewartą.   Kalendarz życia tylko przelotnie Dzieli się na dni, miesiące, lata. Składa się z dat: super i okropnych, Snów spełnionych i marzeń bez daty.   Własny kalendarz – to spis iluzji, Wielkie ucieczki na koniec świata, Aury rozświetlone i puste, I szalone obsesje wariata;   To w głębi duszy dal niezmierzona, Także miejsca ze stałym pobytem, A niebo zwykłe lub zakręcone, Szał miłości od nocy do świtu.   Kalendarzy: dni, kartki - nie tworzą! Tu piórem losu piszę ja sama, Maluję weną rysy na twarzy, Życie paletą uczuć ubarwiam.  

Przed lustrem....

Obraz
  Dawniej zwykle byłam cholerykiem, Z wiekiem zaś – mam stępione pazury. Emanowałam mocą okrzyków, Obecnie – wyciszam awantury. Może na tę jeszcze wczesną starość, Szpony stępiały mi odrobinę, Rzadko idę jestestwem na całość, W wyciszonej wersji krzyku ginę.  Kiedyś raczej byłam cholerykiem, Kipiałam jak erupcja wulkanu, Złość jak lawa płynęła potokiem, A przecież i tego było mało! Niebawem życie mnie nauczyło… Że takie cielę… jeśli pokorne… Że jeżeli mi życie nie zbrzydło…. Trzeba zaprzestać prowadzić wojny! Teraz bywam czasem cholerykiem… Najlepiej stojąc przed własnym lustrem... Mogę sobie do siebie pokrzyczeć… I nawet sobie wytoczyć wojnę.