Śpiew liści
Jestem jak drzewo draśnięte ostrzem piły, Choć do upadku daleko - chwiejące się, Wyrwane z kontekstu zwyczajnego życia. Choć śpiewem życia mamiło, coś się kończy! Lecę, lecę, spadam, lecz wolno, do dołu. Do dziury bez dna, bez logicznego końca: Nieuchronnie, bezustannie, bezcelowo. Nucę jeszcze smętną liści melodię. Gdzieś w zakątku duszy zmęczonej spadaniem, Zawisło pełne wykrzykników pytanie: Jak przeciwstawić się losu ciężkim zmianom? Co ze ściętego drzewa wkrótce zostanie?