Posty

Czas ludzki

Obraz
  Jak mantrę powtarzam codziennie, Biegiem rzeki zauroczenie, Czas nieuchwytną rzeką płynie, Fale niosą chwile istnienia.   Cóż ja mogę wiedzieć o czasie, Skrytym w klepsydrze lub zegarze? O czasie, który pisze wieczność I w nieskończone płynie dale?   Czas: mierzalny i niemierzalny, Wieczyście poza wyobraźnią, Rytmiczny super idealnie, W żaden sposób – niepowtarzalny.   Mojry nić przeznaczenia przędą. Czas nie potrzebuje boginek, Jestem ludzkim mgnieniem tylko, Kto przetnie nić, gdy los upłynie?   O człowieczego czasu przędzy, Nie mam wiele do powiedzenia, Lecz mogę wydłużyć poezją Bytność w czasie, mój czas istnienia. ZDJĘCIE Z PINTERESTA - MOJRY.

Niebo na swoim miejscu

Obraz
  Pragnę, żeby niebo było na swoim miejscu, Miało tylko dwa końce: początek i środek – Ten środek nieba, który nigdy się nie kończy! Tak wygląda wszechświat w naturalnej urodzie.   Zdaje mi się, że jeżeli kosmos i wieczność Pozostaną na swoim miejscu i ja będę W takim miejscu istnienia, gdzie czeka mnie szczęście, A niepokorne słowa wypełnią się sensem.   Bezkształty i myślokształty istnieją „zamiast”. Stworzona na obraz i podobieństwo Boga, Jestem bezradna, nie mam weny doskonałej, Życiowego poematu stworzyć nie mogę.   Utknęłam pomiędzy kilkoma lirykami, Lecz tylko Bóg zna tajniki wielkiej poezji. Pragnę stworzyć wierszowane miejsce na ziemi, Zatem niechaj niebo będzie na swoim miejscu.    

Krótka baśń o miłości

Obraz
  Kiedy muza miłosna nie niesie miłości, A księżyc mokry od deszczu tonie w kłębach chmur, Nad rzeką słychać tylko rytmiczne dżdżu pieśni, Muzykę, które milknie, by rozbłysnąć wśród chmur.  W wodnym królestwie – na dnie rzecznego koryta, Podwodny zamek, ukryty wśród trzcin się mieści. Tu wodne panny, strojne w biały blask księżyca, Plączą rybakom sieci, nucą o miłości.  Miłość tu szumi w szuwarach, w plusk fal ukryta. Jest stała jak fale lub niestała jak rzeka, Która kocha i wędruje w dal dnem koryta, I wzajemności nie daje, i na nią nie czeka. Jak zwykle w baśni bywa – za dnia panny wodne Milkną. Nocą pływają, stroją się w perły gwiazd. Pokochałeś w gwiezdną noc Najady urodę. Nimfa żyje w wodzie, nie może szczęścia ci dać!

Obowiązki

Obraz
  Podnosi mnie z ziemi obowiązek I stawia w pionie – na równe nogi. Wiem, że coś muszę i raczej mogę. Wszystko to – ciut wyżej od podłogi. Ten powinności ton czuję w sobie, To, że trzeba iść konkretną drogą. Lecz nie wiem, co z wolnym czasem zrobić? Czy wolne - ot tak - zmarnować mogę? Obowiązki toczą mnie do przodu, Przestać wypełniać ich nie potrafię, Pchają się w każdą kolejną dobę!   Pewnie drogi do gwiazd znów nie znajdę.

Ile trzeba?

Obraz
  Ile mej pokuty trzeba, Żeby zatrzeć smutek Boga; W bród kamieni - w perły zmienić, By zostawić imię dobre? Ileż wykonać kroków w przód, A nieraz kroki do tyłu, Żeby wydeptać życia trakt, Cel życia ze mgły wydobyć? Ile świeżych myśli trzeba, By malować nimi przyszłość, Duszy w lęki nie ubierać I uwierzyć w dobro czyste? Ileż to trzeba wyrzec słów, Jeszcze niewypowiedzianych, By miłość - człowiek obok - czuł, Moim stała się udziałem.

Wiersz o życiu...lub.. o ferworze walki

Obraz
  Próbują mnie zgasić i mój ogień W pociemniałą, zwęgloną szczapę, Czuję wściekły pożar z cudzych dłoni, Ale ogniem ognia nie ugaszą.   Życie w walce - pieśniami nie szumi, A psyche przed burzą ciemnieje, Burza nadchodzi i budzi gnomy Lub gorszą część przeznaczenia.   Buzuje we mnie wściekłość życia I wściekłość na perfidię istnienia, Sen niesie przerwy w dziennych przeżyciach, Lecz nie łagodzi głębi cierpienia.   Tworzę ogniem życia słów pochodnie: Z wierszy, które utkwiły w przeszłości Lub stały się wierszem życia głodnym, Lub nigdy nie mogły powstać.   W duszy postanawiam być wilczycą, Drapieżnikiem, lecz natura cicho Mówi, że nie zmienię ego przecież, Że batalię wygram – wiersze pisząc.

Słoneczniki

Obraz
  Kwiaty bogów przy drewnianym płocie Sięgają srebrzonej tafli nieba. Małe słoneczka, na słońca modłę, Tylko im blasku bogów potrzeba.   Wiatr wiolinową melodię nuci: Złoto-jesienną, pajęczo-złotą. Słoneczniki górują w ogrodzie, Żółte korony na głowach noszą.   Prężą się dumnie mocne postacie, Jakby rzeźbione przez dłonie boskie. Tańczą ponad zielenią – przy płocie, Władcze i smukłe, nad wyraz rosłe.   Te zaś – czerwienią, brązem kuszące, Ozdobne – ludzie w bukietach niosą. Bogów i ludzi – oczy cieszące, Jesienno-kwiecistą miłość głoszą.   Wiatr brzdąka melodię na drzew harfie. Marzyłam o koronie i mocy! Kwiaty słoneczników mnie urzekły, Jakby wchłonęły na śmierć i życie.